piątek, 8 czerwca 2012

Chapter one.

Ten dzień, to jedno wydarzenie już na zawsze zmieniło moje życie...
                                                   
 Kocham taniec poświęciłam mu całe moje dotychczasowe życie. Kiedyś był on jego jednym sensem. Z problemami kierowałam się w stronę sali, tańczyłam, tańczyłam, tańczyłam właściwie do utraty moich sił. Po czym całe smutki, zmartwienia pozostawiałam na sali, wychodziłam z niej zupełnie inna, taka odmieniona... Niestety to wszytko mnie niszczyło, moja rodzina której właściwie nie było, przyjaciele którzy okazali się zwykłymi świniami i ten co zniszczył mnie najbardziej, kochałam go, a on wykorzystał to dla własnych korzyści. Skąd biorą się tacy ludzie, no skąd?
Dzięki jednej osobie, udało mi pokonać to wszytko i zacząć od nowa. Tą osobą była Lilly, poznałam ją na sali. Często tam przychodziła, ale nigdy nie tańczyła zawsze obserwowała jak ja to robię. Nie krępowało mnie to, wielu ludzi przychodziło i oglądało jak robię to co kocham. Pewnego dnia gdy skończyłam swój trening, podeszła do mnie i zapytała się czy może robić mi zdjęcia gdy tańczę. Lilly miała wtedy 16lat, a ja 15. Opowiedziała o tym, że marzy aby zostać fotografką, i że znajduje się na stażu u jednego z najlepszych Londyńskich fotografów. Zgodziłam się co zapoczątkowało najpiękniejszą i najtrwalszą przyjaźnią na świecie. Od tamtego czasu mnóstwo się zmieniło, wyprowadziłam się z domu i zamieszkałam wraz z Lilly i Frankiem. Brałam udział w wielu konkursach, castingach tanecznych. Znalazłam partnera do jazzu i zaczęliśmy wygrywać wspólnie mnóstwo konkursów. Zatańczyłam w paru teledyskach sławnych ludzi, serio to niesamowite wspomnienia.
To tyle z mojej historii...

~~~
Obudziłam się rano około 10, byłam już sama w domu moi współlokatorzy pewnie byli już w pracy. Udałam się do łazienki, rozczesałam moje blond włosy i pomalowałam oczy. Ubrałam za dużą, czarną koszulkę z logiem "Ramones" <taką> i czarne leginsy. Wypiłam kawę i spojrzałam na telefon, "no świetnie" - pomyślałam. Przypomniałam sobie, że dzisiaj była moja kolej na zapłacenie rachunków i czynszu za dom. Kompletnie zapomniałam, że o 11,30 byłam umówiona z właścicielem apartamentu. Miałam około 40 minut na dojazd do miasta więc, rzuciłam się jak głupia w stronę drzwi, założyłam buty i gruby sweter <tak wyglądałam>. Biegłam jak najszybciej umiałam żeby tylko zdążyć na metro. Nie wiem jakim cudem, ale udało mi się i już po około 30minutach byłam w centrum. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz